Zawsze myślałam, że muszę „dopasować się” do Boga. Osiągnąć „coś”. Pasować do ubrania, które Bóg dla mnie „skroił i uszył”, a które zawsze wydawało mi się na mnie za duże. Ciągła troska i starania, by dorosnąć do Bożego ubrania była nieustannie frustrująca. A to rękawy za długie, a to nogawki nie pozwalają chodzić. A to reszata za obszerna i za ciężka. Ciągle wydawało mi się, że w tej świętości jestem śmieszna, karykaturalna i nieatrakcyjna.
Dziś siedząc w ciepłej bibliotece u stóp zaśnieżonych gór otaczających Sils Maria śmieje się z tego ubrania. Przecież rodzice nie dają swojemu dziecku ubrań na przyszłość tylko jest ono na TERAZ. Mój najlepszy Tata patrzy na mnie teraz, uśmiecha się i mówi:
– „Córeczko przecież ta sukienka jest już dla Ciebie za mała”
– ” Dlaczego ubrałaś się w płaszcz, buty swojego brata! Przecież zaraz się przewrócisz!”
Czytaj dalej „Naga świętość” →